poniedziałek, 9 maja 2011

śniło

śniło mi się, że mnie całował. pamiętam jak pachniał, z jaką siłą naciskał na moje usta i jak bardzo mój żołądek wariował. i to jest najgorsze, gdy nasze sny, myśli, cała nasza pieprzona podświadomość nakręcają nasze uczucia.

Lea Ferney 

piątek, 6 maja 2011

Wszystko cieknie

Jestem nienormalna.


Nienawidzę siebie za tę nadwrażliwość; za zbytnią czułostkowość, skłonność do marzeń, zbędnych fantazji; nie cierpię swojego zbyt żywego zaangażowania; swojego dostrzegania szczegółów; nie mogę znieść swego pozostawania na małym; zawsze przytrafia mi się to samo i nie mogę tego zmienić, choćbym chciała...

Zbyt szybko jestem oczarowywana przez ludzi; za szybko im ulegam; za szybko zaczynam darzyć ich sympatią; za szybko się zakochuję...

I to w nie tych osobach, co trzeba... W niedostępnych, nieosiągalnych, nie do zdobycia...

Przynajmniej ostatnio.

TO nie jest miłość.

A co to jest – miłość?

„Miłość to dłuższa znajomość,
czy może przypadku sprawa?
Czy można być zakochanym,
Czy to się może wydawać...?”

Nie wiem. Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Nie mam pojęcia.

Zbyt dużo myśli bije się w mojej głowie – w ogóle zbyt dużo myślę. Zanim zasnę myślę chyba przez parę godzin, tak przynajmniej zawsze mi się wydaje... Myślę o wielu rzeczach, o wielu osobach... O niektórych osobach myślę zawsze... Nie tylko myślę – jestem mistrzynią w wymyślaniu scenariuszy, które nigdy się nie urzeczywistnią... Nigdy.

Nie mogę nie myśleć o niczym.

„A ja za dużo widzę, zbyt mocno czuję...”

Jestem nienormalna.

Czasem wydaje mi się, że serce zaraz mi eksploduje – jest w nim tyle uczuć i emocji, że aż wydaje się to niemożliwe... Aby tak mocno coś odczuwać! I to coś... coś takiego! Jest we mnie pożar uczuć, moje małe serce ich nie pomieści, jestem za słaba, by tak mocno odczuwać...

„Boże mój, który obdarowałeś mnie tym wszystkim;
czemuż nie zachowałeś sobie połowy tego,
a nie dałeś mi wiary w siebie
i daru poprzestawania na małym?...”

To, że tak mocno odczuwam, i że tak często i dużo myślę ma swe odbicie w snach... Tej nocy śniło mi się dużo – za dużo... I wszystko sprowadza się do jednej rzeczy...
Dlaczego...?

„Będę znów samotna kiedy przyjdzie sen;
tylko tam obok mnie pojawiasz się...”

Zawsze muszę się wpakować w kabałę. Jak śliwka w kompot. Jak... no, jak wszystko.
Ech, to się chyba nazywa życiowa głupota.
Jestem za wrażliwa! Zbyt łatwo daję ponieść się emocjom i rozpamiętuję drobne rzeczy, których nikt inny nie pamięta!!! Czy to nie wystarczające cierpienie??? I jeszcze muszę wiedzieć, że nigdy, ale to przenigdy nie dostanę nic więcej!!! Nic!!!
Więc, do licha, po jaką cholerę to czuję??? No po co???!!!

„Nie pojmuję czasem, jak ktoś inny może go kochać,
śmie go kochać, gdy ja kocham go tak wyłącznie,
tak gorąco, tak pełnym uczuciem,
nic innego nie znam ani nie wiem, ani mam –
prócz niego...”

To także egoizm. Jak mogę sobie pozwolić na tak durną rzecz? No jak???
Nie mogę i nie pozwalam. Nie chcę tego. Niech ktoś to ode mnie weźmie, sprzedam za darmo, jeszcze dopłacę!!! Tylko niech ktoś zabierze go ode mnie!!!

„O, że nie mogę rzucić Ci się na szyję, wyrazić Ci tysiącem łez i zachwytów,
wszystkich mych uczuć, które przenikają me serce...”

Życiowa głupota. Inaczej nazwać tego nie można. Czy kolejnym razem będzie jeszcze gorzej?
Nie wiem... Nie chcę wiedzieć...

„Mogłabym prowadzić najlepsze, najszczęśliwsze życie,
gdybym nie była głupcem”.

Jak mogę przestać rozpamiętywać te drobne, bezsensowne dla drugiego człowieka chwile, które tkwią mi w głowie i nie chcą zniknąć? Zanim zasnę widzę przed oczami wszystkie te momenty, przebłyski zdarzeń, lecz są one tak wyraźne, tak łudząco prawdopodobne, tak bolące... Bo niezwajemne...

„O jakimże człowiek jest dzieckiem! Jakże łaknie spojrzenia! Jestem głupcem...”

Gdy kładę się do łóżka myślę z rozkoszą o nadchodzącym śnie, ale jednocześnie lękam się go i wcale nie pragnę... Sen jest zdradliwy – potrafi wmówić naszej podświadomości rzeczy, które na jawie odrzuciła by zapewne, uznając je za nierealne, niemożliwe... Zbyt cudowne... Lecz człowiek daje się oszukać; śni pięknym snem, zaczyna wierzyć we wszystko, co w nim doświadcza... Myśli, że to prawda, że to rzeczywistość... 

„Nieszczęsna! Czyż nie jesteś głupcem, czyż nie oszukujesz samej siebie?
Cóż znaczy ta szalona, bezkresna namiętność?...”

Pobudka jest jak wiadro zimnej wody; jak nagłe wbicie zimnej stali w serce; jak śmierć... Pobudka jest bezlitosna, niesie z sobą cierpienie, jakiego nie da się opisać; cierpienie duszy, ciała, umysłu... Cierpienie najgorsze ze wszystkich... Ach, dlaczego tak często daję się nabierać, dlaczego miewam nagle złudną nadzieję, że to jest prawdą? Dlaczego...?

„Daremnie wyciągam ku niemu ramiona rankiem,
gdy budzę się z ciężkich snów;
Na próżno szukam go nocą w moim łóżku,
Gdy mnie łudził szczęśliwy, niewinny sen (...)
Ach, wówczas, kiedy jeszcze w półodurzeniu sennym
Sięgam ku niemu i budzę się,
Strumień łez bucha z mego uciśnionego serca
I płaczę niepocieszona w obliczu ciemnej przyszłości...”

Głupota... Wszystko jest głupie...
Bezsensem jest wszystko...

„Rozdarłabym sobie czasem piersi
I roztrzaskała mózg, że tak mało można dla siebie znaczyć!”

Jeszcze niedawno mówiłam sobie, że to nic. Nic. Nic takiego. Nic.
Potem mówiłam, haha, to już coś. Ale Coś Haha. Miło. Wesoło. Śmiesznie. Dobrze.
Nareszcie. Ciekawie.
Ale teraz jest inaczej. Już sama nie wiem jak. Bo bez byłoby okropnie. Ale i z czasem jest nie najlepiej. Ale tylko czasem. Tylko wtedy, kiedy leżę sama wieczorem w ciemnościach i myślę.
To moje przekleństwo. Myśleć, myśleć, myśleć.
Chciałabym nie myśleć. Być głupia i bezmyślna.
Nie przejmować się. Nie przeżywać tego za dwie osoby.
Ale nie umiem inaczej. Nie mogę tego zatrzymać. Nie mogę przestać.
Chcę. Ale i nie chcę. I to jest najgorsze.